Po 4 godzinach spotkania z Patrykiem, zaczęliśmy zbierać się
do wyjścia, ponieważ jechaliśmy tym samym autobusem skierowaliśmy się prosto do kładki
z windą dla osób niepełnosprawnych, aby dostać się na drugą stronę. Hmm..
Wszystko pięknie, ale...
Podeszłyśmy z siostrą do windy, winda pięknie zjechała,
pojechałyśmy na górę (pomijam, to że strach było jechać, bo trzeszczała
niemiłosiernie ;)). Poszłyśmy na drugą stronę kładki i... winda po drugiej
stronie nie działa.
I co dalej?
Zjazd na schodach zrobiony tak, że moje kółka idealnie pasują w przestrzeń pomiędzy obiema rampami a poza tym zjazd był tak stromy, że można tam jedynie zjeżdżać na nartach. ;) Hmm... Zjechałyśmy po schodach.
I co dalej?
Zjazd na schodach zrobiony tak, że moje kółka idealnie pasują w przestrzeń pomiędzy obiema rampami a poza tym zjazd był tak stromy, że można tam jedynie zjeżdżać na nartach. ;) Hmm... Zjechałyśmy po schodach.
Ktoś błyskotliwy nieźle to wymyślił.. .
Pytanie do tych, którzy odpowiadają za takie "konstrukcje": co by było gdyby osoba niepełnosprawna lub matka z dzieckiem była w takiej sytuacji sama? Mamy stać i prosić przechodniów o pomoc, bo ktoś zaniedbuje niedziałające windy, a przejście ulicą wcale nie jest blisko?
I nie jest to jedyny przypadek. Takich miejsc w Warszawie jest mnóstwo.
To przykre, że nasza stolica jest tak zaniedbana pod względem barier architektonicznych.. .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz